inball cover_2.jpg

In Ball We Trust

 
logo.png

In Ball We Trust

Projekt in Ball We Trust powstawał w latach 2013 - 2014. Opowiada o footballu amerykańskim
w Polsce i wyjątkowo dynamicznym rozwoju tej dysypliny na rodzimym podwórku.

 
 
 
Niektórzy nie wyrabiają presji. A ta jest spora. Praca, trening, praca, trening... I tak w kółko.
 
 

Zwyczajny letni dzień, żar leje się z nieba, jakby nie w Polsce. Wkraczam na teren stadionu. Dopiero po spędzeniu na nim pewnego czasu uświadamiam sobie odczuwane wrażenia odrealnienia. Pełne trybuny skandujące formuły w obcym języku, typowe amerykańskie jedzenie - cała oprawa meczu jakby żywcem ściągnięta zza Oceanu.Cheerleaderki wykonujące zwinne akrobacje, środkiem boiska maszerująca ogromna orkiestra, efektowne wyjście drużyn,ogromna ilość konfetii wzbijającego się w górę, tradycyjne losowanie monetą. A na koniec odśpiewany hymn - nie The Star-Spangled Banner, lecz Mazurek Dąbrowskiego. Dopiero w tej chwili uświadamiam sobie, że nie jestem na Super Bowl w USA, lecz
w Warszawie na Stadionie Narodowym na finale topligi PLFA (Polska Liga Footballu Amerykańskiego) sezonu 2013.

Gdy cofnąć się w czasie do lat 1999/2000, przypominamy sobie, że football amerykański istniał w naszej świadomości wyłącznie za sprawą filmów rodem z Hoolywood. Mało kto wiedział, że w Warszawie powstaje pierwszy w Polsce klub footballu, który da podwaliny do stworzenia całej ligi. Dziś sport ten śmiało i bez strachu wkracza na stadiony piłkarskie całej Polski, potrafi przyciągnąć na trybuny dziesiątki tysięcy ludzi (finał PLFA 2012, Stadion Narodowy w Warszawie, frekwencja, ponad 25 tysięcy osób, wyprzedane wszystkie bilety),
a liczba czynnie uprawiających ten sport stale powiększa się. W społeczeństwie odnotować można pozytywne skutki rozwoju tego sportu. To pełny fenomen, gdyż chyba nigdzie indziej na świecie, w tym momencie ta dyscyplina nie rozwija się tak dynamicznie jak w Polsce.

Football amerykański w Europie Zachodniej nowością nie jest - koniec końców, z punktu widzenia jego genezy, właśnie w Europie doszukiwać trzeba się jego korzeni. Jak inne sporty z użyciem piłki, takie jak piłka nożna oraz rugby, mają wspólnych przodków. Najbliższą
i najbardziej rozpoznawaną (do dziś uprawianą z przyczyn historyczno-kulturowych w jednym regionie Włoch) dyscypliną prekursorem jest Calcio Fiorentino (zwane również Calcio Storcio). Ten włoski sport charakteryzuje się wyjątkową brutalnością. Obie drużyny  przekazując sobie piłkę rzutami ręcznymi, lub kopnięciami muszą przeprowadzić piłkę przez linię końcową przeciwnika. Zdawałoby się, że zasady bardzo podobne do współczesnego rugby lub footballu, istnieje jednak niezwykle ważna różnica. W Calcio Storcio dozwolona jest walka z przeciwnikiem. Nie więcej niż jeden zawodnik, może wejść w zwarcie z oponentem,
w celu powstrzymania go przed zdobyciem piłki, lub wyeliminowania z gry. Dozwolone są długotrwałe zapasy, walka wręcz przy użyciu ciosów rąk oraz nóg (niedozwolone są ciosy
w głowę oraz poniżej pasa i w okolice splotu słonecznego), powalanie, przewracanie. W Calcio Storcio biją jednak echa dużo starszego sportu nazywanego Harpastum. To dyscyplina wywodząca się ze Starożytnego Rzymu. Grali w nią plebejusze, grali zamożni, grali przede wszystkim legioniści, zaprawiając się fizycznie przed bitwą. Zadaniem drużyny pięciu do dwunastu osób jest jak najdłuższe utrzymanie piłki w posiadaniu swojego zespołu, na swojej połowie boiska. Drużyna przeciwnika musi piłkę odebrać i przenieść na swoją stronę. Piłkę można przekazywać, rzucać i kopać - nie może jednak dotknąć ziemi. Podobnie jak w Calcio Storcio, użycie siły fizycznej jest dozwolone. Kluczowa jest jedna różnica - walczyć i uderzać jednak można jedynie osobę posiadającą piłkę. Mimo tysięcy lat, formuła footballu amerykańskiego wielce nie odbiegła od pierwotnego wzorca. Sport ten wytworzył swoją specyfikę na terenie Stanów Zjednoczonych i Kanady,a powrócił w znanej nam formie na Stary Kontynent wraz z amerykańskimi żołnierzami, którzy podczas Zimnej Wojny stacjonowali w bazach wojskowych na terenie RFN. Stąd sport ten w obecnej formie zaczął rozprzestrzeniać się do krajów beneluxu, krajów skandynawskich, Czech, Rosji oraz Polski.

Skąd zainteresowanie footballem amerykańskim w Polsce? Wszystko zaczęło się prozaicznie, od otrzymanej ze Stanów Zjednoczonych piłki oraz wspólnego zainteresowania meczami amerykańskiej ligi NFL (National Football League). W 1999 roku, czyli w czasach kiedy futbol amerykański w Polsce dostępny był jedynie dla nielicznych posiadaczy anten satelitarnych,
w Warszawie zaczęła spotykać się regularnie grupa pasjonatów tego sportu. I tak wokół Jędrzeja Stęszewskiego, Piotra Gorzkowskiego, Jana Kowalskiego, Grzegorza Mikuły oraz Tomasza Kozankiewicza, którzy uważani są za pomysłodawców drużyny, zebrała się grupa pasjonatów gotowych poświęcić się dla tego sportu. Początki to sporadyczne treningi, brak zaplecza organizacyjnego, czysta partyzantka, ale jednocześnie ciężka praca w imię propagowania zainteresowania footballem. Tak powstało Warsaw Eagles, będące pierwszą oficjalną drużyną footballu amerykańskiego w Polsce.

Pierwsze lata działalności footballu amerykańskiego w Polsce to zabawa niewielkiej ilości pasjonatów. Przełom następuje w 2004 roku. Na lokalnej polskiej arenie pojawia się kolejna drużyna footballowa - 1.KFA Wielkopolska. Do pierwszego meczu dochodzi 18.12.2004 r., jeszcze bez sprzętu, w Suchym Lesie pod Poznaniem. Ten okres to przede wszystkim czas uczenia się i zbierania doświadczeń.

W tym samym czasie Piotr Gorzkowski i Jędrzej Stęszewski zakładają Stowarzyszenie PZFA (Polski Związek Footballu Amerykańskiego), którego zadaniem było popularyzowanie footballu amerykańskiego. Gracze ówczesnych drużyn promowali footbolll w szkołach i na festynach, występowali podczas koncertów i wydarzeń Juwenaliowych, brali udział
w meczach i pokazach futbolu w ramach Dni Kultury Amerykańskiej w 2005 roku na Pomorzu, a w 2006 w Chełmie, na Lubelszczyźnie. Warszawska drużyna Warsaw Eagles wystąpiła na Otwartych Mistrzostwach Czech w halowym Futbolu Amerykańskim. W 2006 roku wzięli udział w Pierwszym Międzynarodowym Turnieju Futbolu Amerykańskiego
w Polsce, w którym pokonaliśmy czeską drużynę Pardubice Stallions oraz duński zespół Sollerod Gold Diggers.

2006 rok to jednak przełom z innego kalibru. Założona zostaje PLFA - Polska Liga Footballu Amerykańskiego. W tym roku po raz pierwszy
w Polsce wystartowały regularne rozgrywki ligowe. Oprócz Warsaw Eagles i 1.KFA Wielkopolska, wzięły w nich udział jeszcze dwa zespoły, Pomorze Seahawks i The Crew Wrocław. Puchar, jako pierwsi mistrzowie Polski w historii, zdobywają Warsaw Eagles.

Każdy kolejny rok przynosi rozwój tej dyscypliny w Polsce. W 2004 roku istniały zaledwie 2 zespoły niezrzeszone w żadną organizację. Dziesięć lat później, w 2014 roku w lidze występują 74 zespoły w czterech klasach rozgrywkowych (oraz rozgrywki juniorskie).

 
 
Football musi być elastyczny tak samo w życiu poza boiskiem, jak i na boisku.
 
 

Przez te lata football wpłynął na rzesze ludzi, odmieniając ich życie, niejednokrotnie dając im motywację i nadzieję do działania, lub organizując czas. Football amerykański to nie tylko ogromna energia na boisku - to również to co dzieje się dookoła boiska, a przyznać trzeba, że dzieje się sporo. Poza sportową rywalizacją i ogromnymi, sportowymi emocjami, każdy występ to również możliwość na spotkanie z przyjaciółmi, na piknik rodzinny, z zupełnie innym tempem niż mecz piłki nożne, siatkówki czy piłki ręcznej. Ze względu na swoje zasady (opisane nieco dalej), pojedyncze mecze footballu amerykańskiego średnio trwa od 2,5 do 4 godzin. W tym czasie sporo jest przerw. Najlepiej wykorzystać ten czas na socjalizacji. Każdy mecz footballu to jarmark rozmaitości - pozytywnie o tym myśląc! Wozy z amerykańskim jedzeniem na wynos (również w wersji eco - hamburger też potrafi być zdrowy), mini wesołe miasteczko dla najmłodszych, dziesiątki animatorów mających zabawić widownię, występy sekcji cheerleaderek, maszyny treningowe footbalistów udostępnione dla dzieci - czego tylko dusza zapragnie. Podczas takiego meczu czas płynie leniwie - ale nie dłuży się, co to to nie! Daje chwilę odprężenia, poczucia bezpiecznej swobody i braku zobowiązania. Amerykańska zasada przypodobania się każdej możliwej opcji politycznej sprawdza się tutaj na medal.

Nie widziałem osoby, która źle się bawiła podczas rozgrywek, niezależnie od wieku, płci oraz innych czynników. Tworzy to interesująca sytuację, w której wciąż młode, polskie społeczeństwo ma coraz więcej okazji by alternatywnie spędzić czas i zasmakować czegoś nowego. “To nie jest tak, że robimy wszystko na pokaz. Football amerykański już taki jest i już. Ma być głośno, kolorowo, pszaśnie. Dużo ludzi, dużo dobrego jedzenia, smaczne piwo. Powinny znaleźć się na miejscu alternatywne formy rozrywki dla dzieciaków lub żony/dziewczyny, która nie jest zainteresowana grą. Ludzie, którzy zmęczeni po całym tygodniu pracy przychodzą na mecz, wymagają czegoś co nie wyssie z nich ostatków energii, a wręcz przeciwnie - da wiele radości. Football musi być elastyczny tak samo w życiu poza boiskiem, jak i na boisku.” mówi Jacek Śledziński, manager drużyny Warsaw Eagles, związany z nią od lat 2006-2007. “Na meczach ligowych tego nie brakuje. Staramy się zapewnić ludziom jak największą dawkę pozytywnej energii. Poza tym na co dzień promujemy graczy oraz dyscyplinę sportu samą w sobie - organizujemy dużo okazyjnych eventów, bierzemy udział w akcjach społecznych, pomagamy naszym graczom na tyle na ile pozwalają na to warunki. Kiedyś biegaliśmy bez padów (red. ochraniacz na klatkę piersiową) i nie mieliśmy funduszy w zasadzie na nic, dziś udaje się nam całym tym molochem pociągnąć.”

 
 

Podstawą amerykańskiego footaballu jest zgrana drużyna. Bez doskonałej komunikacji
i zrozumienia się zawodników w poszczególnych formacjach, sukces na boisku nie jest możliwy. Kluczem do sukcesu jest trener (a w zasadzie kadra trenerska składająca się
z trenera prowadzącego, trenerów poszczególnych formacji, trenera motoryki, crossfitu), który będzie potrafił utrzymać na boisku w ryzach blisko pięćdziesiątkę naładowanych testosteronem mężczyzn. Poniekąd traktowany jest niczym wódz, charyzmatyczny przywódca plemienia wojowników. Na pewno jest starszym kolegą, który ma służyć radą i przekazać zawodnikom jak najwięcej swoich doświadczeń. Obecny na zdjęciu po prawej trener nazywa się Phill Dillon, był wieloletnim trenerem prowadzącym drużyny Warsaw Eagles: “Dość niesamowity człowiek. W Polsce trenuje od 8 lat. Wcześniej przez lata trenował drużyny footballowe w Niemczech. Do nas przyjechał z żoną - Polką - którą poznał w Niemczech. Jest Amerykaninem. Stacjonował w bazie Rammstein, jest na emeryturze wojskowej. Ale równy
z niego gość.”
zagajony odpowiada jeden z graczy.

Jednak to tylko jedna strona medalu. Jeszcze istotniejsze wydają się treningi budujące zawodników. Treningi te to mordercze i wyczerpujące fizycznie serie treningów taktycznych, fizycznych, motorycznych i ogólnorozwojowych/crossfitowych. Zawodnicy topligowi mają 3 treningi footballowe w tygodniu (poniedziałek, środa, piątek, 1,5 do 3 godzin), plus obligatoryjne 3 treningi na siłowni. “Treningi footballowe to treningi całej drużyny podczas których skupiamy się na technice oraz taktyce. Pierwsza część treningu to rozgrzewka, później dzielimy się na grupy wg pozycji i jest część techniczna – wykonujemy różne ćwiczenia na poprawę techniki – każda pozycja ma inne ćwiczenia, czasami są to ćwiczenia łączone. Trening na siłowni zależy od danej fazy przygotowań. Nie jest to trening kulturystyczny, tylko zdecydowanie bardziej dynamiczny, trochę podchodzący niektórymi elementami pod crossfit. Główne ćwiczenia to zarzuty, przysiady, wyciskanie, martwe ciągi, podciągnięcia. Niektórzy nie wyrabiają presji. A ta jest spora. Praca, trening, praca, trening...
I tak w kółko.”

 
GIZ_6562.jpg
 

Pomimo niebezpieczeństw wiążących się z życiem zdrowotnym, brakiem komfortu finansowego i dużego obciążenia czasowego, graczy przybywa. Niektórzy przychodzą
z przypadku zafascynowani czymś nowym w polskich realiach, dla niektórych fooball to spełnienie młodzieńczych marzeń. Niestety w wielu wypadkach uczestnictwo w tym sporcie wiąże się z wieloma wyrzeczeniami lub skutkuje długofalowymi problemami. Michał Pieńczak, lat 27, gra na pozycji offensive lineman (ofensywny liniowy, zdjęcie powyżej), jego zadaniem jest bronienie quaterbacka (rozgrywającego): “Zawsze interesowałem się sportami drużynowymi. Była piłka nożna na podwórku z chłopakami, była koszykówka w gimnazjum
i liceum. Jak miałem 20 lat zobaczyłem rugby, poszedłem na kilka treningów. Stąd już bliska droga do footballu. W drużynie gram od marca 2010 roku. Kocham ten sport, to jak zżyci jesteśmy w formacji. Ci ludzie są nie tyle współzawodnikami na boisku, co moimi najbliższymi przyjaciółmi poza nim. Do Warszawy przyjechałem z Olsztyna. Uczestniczenie
w treningach dało mi tutaj nowy start, pozwoliło zaadaptować się w nowym środowisku."

"Przyjechałem tutaj za moją narzeczoną. Na szczęście udało się znaleźć pracę
w warszawskim oddzialem firmy, w której pracowałem w Olsztynie. Pracuję w firmie farmaceutycznej, jako przedstawiciel handlowy. Dużo kontaktu z ludźmi, trochę negocjacji. Tak, doznałem kilku mniej lub bardziej poważnych kontuzji. Ostatnio chciałem zrezygnować
z gry. Przegraliśmy finał w Warszawie (2013), nastroje zrobiły się ciężkie, pojawiła się presja na linii drużyna - trener i pomiędzy zawodnikami. Bliski byłem rzucić wszystko, sprzedać sprzęt. Ale nie będę się poddawał.”
. Niefortunny los chciał, że po meczu finałowym w 2013 roku stwierdzono u Michała torbiel kości udowej, która wytworzyła się po kilku wcześniejszych mniejszych kontuzjach (torbiel taka, to patologiczna przestrzeń w obrębie organizmu - tutaj kości - składająca się z komór wypełnionych płynem albo treścią galaretowatą). “Nie jest groźna, jednak czeka mnie kilka operacji, naświetlanie, rehabilitacja... Już teraz w sezonie 2013/2014 nie zagram. Do gry najpewniej wrócę dopiero w 2015 roku.”.

Pytam czy znajdzie motywację na powrót po tak długiej przerwie: “Wrócę na pewno, czy będą mnie chcieli, czy nie!”.

 
 

W footballu amerykańskim i powiązanymi z nim działaniami zaskakuje różnorodność ludzi partycypujących w całym zjawisku. Z reguły są to ludzie zdeterminowani by poświęcić się
i zanagażować w stu procentach. Czy to gracze, czy cheerleaderki. Mimo, że nie robią tego “zawodowo” (nikt przecież nie dostaje co miesięcznej wypłaty za granie), to są w stanie poświęcić resztki swojego wolnego czasu. Niektórzy muszą wręcz nagiąć rzeczywistość by móc grać, lub po poważnych wypadkach powrócić do gry. Uczestniczenie w zbiorowości jaką tworzy ten sport, przywiązaniedo grupy i wzajemne wsparcie, niezwykle pozytywne zjawiska. Przez lata rozwoju, dzięki prostym działaniom i zaangażowaniu udało się stworzyć liczne miejsca pracy, dano młodym ludziom możliwość partycypowania w czymś wyjątkowym, ponieważ nowym i niepoznanym. Niesie to pozytywny wpływ na społeczeństwo. Dzięki utworzeniu grup juniorskich, rozpocząć swoją przygodę z footballem mogą już najmłodsi
w wieku 12 lat. Każdy mecz to wielkie wydarzenie o pozytywnym nastawieniu i nakierowane rodzinę. Fascynuje również rozbieżność wiekowa zawodników.

Najmłodsi gracze drużyny topligowej mają 18-19 lat. Najstarszy czynnie grający ma bagatela 38 lat. Mimo różnic pokoleniowych porozumiewają się bez konfliktów i problemów. Starsi gracze przekazują swoje doświadczenie i wiedzę młodszym, młodsi wprowadzają atmosferę rozluźnienia. Najmocniejsze więzi łączą graczy w poszczególnych formacjach (jak linia defensywna, lina ofensywna), zasady gry jednak polegają na stałej komunikacji pomiędzy poszczególnymi grupami - bez tego nie istniała by udana rozgrywka. Football jawi się jako skomplikowany sport, oparty na zaufaniu i wspólnej wymianie dóbr intelektualnych. Nie liczy się jednostka, ważna jest grupa, w której każda jednostka ma ściśle określone zadanie. Uczy to zaufania i dyscypliny, budując silne, emocjonalne zaangażowanie we wspólny cel. Wielu graczy z tzw. “starej wiary”, którzy obecni są w drużynie nieraz od samego początku footballu w Polsce, często ze względu na swoje umiejętności i doświadczenie mogą grać na kilku pozycjach, w razie gdy potrzebny jest nagły zmiennik. Niektórzy są trenerami poszczególnych formacji, jednocześnie czynnie uczestnicząc w rozgrywkach na boisku.

 
 
Miałem fatalny okres w swoim życiu. (...) Treningi pozwoliły mi zapomnieć, chociaż na chwilę. Wyluzować się i wyładować energię. Poza tym zawsze mogłem z kumplami skoczyć na piwo, wygadać się.
 
 

Mario. Po raz pierwszy spotkałem go podczas zimowych treningów drużyny. Będąc po dość poważnej kontuzji, dopiero szykował się do powrotu na boisko. W trakcie rehabilitacji występował w roli kierownika drużyny oraz jednocześnie trenera linii defensywnej, której jest stałym członkiem od 2006 roku (czyli od początku swej kariery w Warsaw Eagles). Naprawdę nazywa się Mariusz Kwieciński, ale wszyscy - czy to przyjaciele, czy przeciwnicy
z boiska, lub rodzina - znają go pod przydomkiem Mario.

Jego monstrualna postura budzi w oczach osób postronnych mieszankę strachu i fascynacji. Jest urodzonym przywódcą. Kiedy pytam “dlaczego football, czym on dla ciebie jest?”, nie trzeba go długo namawiać: “Miałem fatalny okres w swoim życiu. Wiesz, dziecko, żona dom, wszystko cacy. Jak to w życiu często bywa, coś idzie nie tak. Niestety u nas tak poszło. Skończyło się separacją, rozwodem. Mimo, że twarda sztuka ze mnie, to przyznać muszę, że ciężko było sobie poradzić z tą sytuacją.”. Dalej mówi, że jedynym co trzymało go przy życiu
i dawało energię, był football oraz przyjaciele z drużyny, z którymi mógł spędzić czas
i zapomnieć. “Treningi pozwoliły mi zapomnieć, chociaż na chwilę. Wyluzować się i wyładować energię. Poza tym zawsze mogłem z kumplami skoczyć na piwo, wygadać się. Były okresy, że zapominałem  o rozwodzie i całym tym szlamie. Wracało jednak ze zdwojoną siłą. Jakoś trzeba żyć i znaleźć motywację - odskocznię. Ja rozwiązanie znalazłem na boisku.”

Mario zaczynał w zupełnie innym, a jakże podobnym sporcie. Mając 19 lat grał w rugby
w zespole Legion Legionowo (miasteczko pod Warszawą). Odnosił sukcesy, rokował na doskonałego zawodnika z aspiracjami na kadrę.

Nie bał się fizyczności tego sportu, kontuzji i siniaków. Kontrolowana agresja pełna testosteronu w ramach przepisów sportowych i wzajemnego poszanowania dawała mu okazję do rozładowania emocji. Jednak w wieku 20 lat został ojcem - zabrakło czasu na treningi. Głównym obowiązkiem życiowym stała się rodzina i praca. W ciągu następnych lat zajmuje się życiem codziennym, a zabawa z piłką - tym razem w formie coraz popularniejszej koszykówki (czasy świetności Red Bulls i Jordana) - to okazjonalne wypady z kumplami
i synem na boisko. “Mimo to nigdy nie zapomniałem o rugby. Poziom energii i zaangażowania w drużynę, gdzie każdy troszczy się o swojego kumpla z formacji - to było coś czego mi brakowało. Poza tym zawsze marzyłem o footballu amerykańskim - stadion pełen ludzi, kaski, zbroje, inne zasady niż w rugby, więcej myślenia taktycznego. Niespełnione marzenie”. Mija wiele lat zanim Mario przypadkiem wpadnie na ogłoszenie w bezpłatnej gazecie Metro, gdzie znajdowało się ogłoszenie o naborze do drużyny footballu amerykańskiego. “Nie potrzebowałem dużo czasu na podjęcie decyzji. Od razu odezwałem się do nich z pytaniem, czy nie jestem na to za stary. Przyjechałem na spotkanie, potem na pierwszy trening i tak od tej pory jestem z Warsaw Eagles. To w zasadzie była era dinozaurów, początek ligi w Polsce. Piękne czasy.”

Obecnie jest jednym z najstarszych zawodników ligi (38 lat), gdzie średnia wieku to 25 - 29 lat. Gdy zaczynał w 2006 roku, rozgrywano pierwsze mistrzostwa Polski. Uczestniczyły
w nim zaledwie 4 drużyny, w tym Warsaw Eagles, które zdobyło mistrzostwo. Mario
z powodu poważnej kontuzji nie dotrwał do mistrzostw. Na swój finałowy występ musiał poczekać kilka lat do 2012 roku, gdy WE zdobyli mistrzostwo
na Stadionie Narodowym w Warszawie.

 
 
Na początku bałem się, że nie poradzę sobie fizycznie z footballem (...), a jak widzisz, kontuzja za kontuzją, a ja dalej wstaję i cisnę. Jestem trochę jak terminator (śmiech).
 
 

Mówi się, że football amerykański w Polsce to tylko przejściowy trend i nagły boom za chwilę zniknie. Granie w drużynie footballowej jest “cool”, bo fajnie jest pokazać się przed znajomymi w kasku i zbroi footbalisty, oznajmiając wszystkim dookoła, że jest się twardzielem, nie ma więc graczy, którzy poważnie podchodzą do tematu. W rzeczywistości wygląda to inaczej. Lwia część liczącego 46 osób topligowej składu najpopularniejszych drużyn to osoby grające w football od wielu lat, z jedną drużyną często od samego początku jej powstania.

Podobnie ma się sytuacja a Krzystofem Dregerem (27lat, powyżej). Z drużyną Warsaw Eagles gra długo, bo 11 lat, pamięta pierwsze treningi. “Na początku nie było nic. Sprzęt za własną kasę musieliśmy sprowadzać z Niemiec, nie było boisk, nie było sędziów, nie było żadnych instytucji ani związków. Spotykaliśmy się po całym tygodnia szkoły, studiów, lub pracy w piątek wieczorem i następnego dnia zmordowani rano na drugi trening. Czysta pasja i hobby, bez napięcia, ale jednak na poważnie. Graliśmy trochę bardziej w rugby na zasadach footballu amerykańskiego (śmiech). Wielu chłopaków odpadło, nie dali rady fizycznie, lub stwierdzili, że to nie ma sensu, że to zaraz minie i wrócimy do nogi albo kosza. A my zasuwaliśmy na łące w lesie na Młocinach po kolana w śniegu (znów śmiech). Genialne to było!”

Krzystof ukończył studa na Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, inżynier-chemik, chemia i materiały niebezpieczne i wybuchowe, plus ratownictwo medyczne. Obecnie bezrobotny. "Ciężko jest znaleźć pracę w moim zawodzie. Pracownicy niższego szczebla traktowani są jak tragarze i sprzątacze. Cała zdobywana wiedza wyrzucona w błoto. Żeby pracować na wyższych stanowiskach, wymagają doktoratu. Obecna kadra grzeje te stanowiska od lat, często nie spełniając wymagań.".

W lipcu 2009 roku przeżył poważną kontuzję kręgosłupa. Gra na pozycji defensive lineman (linia defensywna), jego zadaniem jest zatrzymać biegacza z piłką przeciwnej drużyny podczas rozgrywki. Narażony jest na największe obciążenia fizyczne w drużynie. W final 2009 roku (jego drużyna zdobyła mistrzostwo) z kręgosłupa wypadł mu dysk. Do gry wrócił po prawie roku ciężkiej rehabilitacji. W ciągu całej kariery przeżył inną, wielokrotnie powracającą, kontuzję - naderwanie mięśnia dwógłowego uda (obu nóg). W trakcie pisania tego tekstu, niefortunnie doznał poważnego złamania kości śródramienia. Możliwe, że w najbliższym sezonie nie zagra w rozgrywkach. Rozmawiamy przez telefon: "No nie jest dobrze. Gdybym mógł to bym do tego niedopuścił. Wpierw przegrany finał u siebie na boisku (2013), teraz to złamania... Można się załamać. Ale jakoś trzeba zyć dalej. Zawsze byłem niepoprawnym optymistą. Na początku bałem się, że nie poradzę sobie fizycznie z footballem, tak samo miałem w każdej sytuacji krytycznej, a jak widzisz, kontuzja za kontuzją, a ja dalej wstaję i cisnę. Jestem trochę jak terminator (śmiech).”.

 
 
Kiedyś jeden z naszych zawodników powiedział, ze dawno dawno temu byli rycerze, a my jesteśmy gladiatorami XXI. Tak wygląda to z boku – dla laika. Jednak ja uważam, iż jest to cholernie zespołowa dyscyplina sportu. Tutaj zawodnicy odpowiadają i są mega odpowiedzialni za kolegów z formacji – tu nie wygrywa meczu jeden czy dwóch zawodników. Tu gra cały zespół. Playbook to setki stron rozpisanych zagrywek. Tu wykorzystuje się inteligencje i refleks – wyłapując słabe punkty przeciwnika. Przed meczami są video sesje gdzie na czynniki pierwsze rozkładane i analizowane są zagrywki przeciwnika. Ustawienie zawodników, ich ruchy, kiedy jest podanie a kiedy bieg. Tu jest strategia, plany, bitwa, myślenie taktyczne. Jesteśmy wojownikami na boisku – a po meczu – są to najłagodniejsze osoby jakie znam.
 
 

Podziękowania dla wszystkich graczy, kadry oraz osób niezaangażowanych bezpośrednio z czynnym footballem
za pomoc przy realizacji materiału, poświęcony czas, otwarte głowy i dużą dawkę pozytywnej energii. Prze chwilę
mogłem poczuć się prawdziwym członkiem zespołu tożsamym z porażkami i sukcesami.